Ludzie są najsłabszym ogniwem.
Często nie znają wartości informacji, z którymi pracują, i są dość nieostrożni, jeśli chodzi o ich ochronę. Wraz z przejściem na pracę zdalną sytuacja pogorszyła się z kilku powodów: urządzenia domowe są mniej bezpieczne niż firmowe, użytkownicy mają do nich nieograniczony dostęp i nie ma potrzeby hakowania hasła do Wi-Fi, ponieważ można po prostu o nie poprosić.
Dostępność narzędzi.
W dzisiejszych czasach stosunkowo łatwo jest zostać hakerem. Opracowano już tysiące narzędzi, które każdy początkujący może pobrać za darmo. Dlatego liczba tak zwanych „hakerów” jest w dzisiejszych czasach dość wysoka. Tacy „hakerzy” raczej nie włamią się do dobrze chronionej infrastruktury. W grupie ryzyka natomiast są firmy, które nie poświęcają bezpieczeństwu informacji wystarczającej uwagi. Działania początkujących hakerów stały się skuteczniejsze, odkąd firmy zaczęły przechodzić na pracę zdalną.
Nasza firma jest tak mała — kto by się nami interesował?
Jest to szeroko rozpowszechniona opinia w wielu firmach. Nawet małe firmy mogą być celem ataku, ale problem polega przede wszystkim na tym, że atakujący nie wybierają swoich celów. Ataki są zautomatyzowane i ukierunkowane na wszystko, co może zostać zaatakowane. Gdy atak zakończy się pomyślnie, osoba atakująca sprawdza, w jaki sposób można wykorzystać uzyskane informacje. W praktyce znane są przypadki prób włamań do serwerów instytucji rządowych z przejętego przez hakerów serwera firmy.
Przestarzałe technologie.
Problem z przestarzałymi technologiami polega na tym, że zostały one zaprojektowane z myślą o ochronie przed zagrożeniami, które były aktualne w czasie tworzenia danego oprogramowania. Im dłużej oprogramowanie funkcjonuje w swojej pierwotnej postaci, tym więcej pojawia się ataków, przed którymi nie zapewnia ono ochrony. Nie wszystkim atakom można zapobiec przez „łatanie” przestarzałej technologii.